Mateusz Turek czyli wokalista oraz gitarzysta kapeli Zimna Wojna występujący pod pseudonimem Johnny Debit. Zespół powstał w 2016 roku we Wrocławiu i gra punka 77 czyli jak sami o sobie mówią „Gramy nieczysto, ale za to nierówno!”. Na koncie mają już już dwie płyty i koncerty między innymi u boku takich legend jak Chelsea, Sham69, Booze & Glory czy The Analogs.
Przed wami dość obszerny wywiad w którym nie braknie śmiesznych historii a także dowiecie się co nie co o nadchodzącej płycie.
Na początek klasyczne pytanie, jak zaczęła się twoja historia z punkiem? Kiedy to było?
Proste pytanie:) Jakoś w drugiej połowie lat 90’,gdy jeszcze w Mtv leciała
muzyka, a w Niemczech nadawała Viva zwei. Jak grzyby po deszczu na fasadach
polskich domów i bloków zaczęły wyrastać talerze anten satelitarnych. To tam
właśnie gdzieś pomiędzy teledyskami Spice Girls i niemieckim hip-hopem
puszczane były bloki z muzyką, nazwijmy to ogólnie „rockową”. Gdzieś tam co
jakiś czas puszczane były klipy the Offspring, Green Day, czy innych zespołów
spod znaku kalifornijskiej nuty. Poza tym u mnie wśród kumpli na osiedlu
zawsze była tendencja do słuchania muzyki cięższej, więc siłą rzeczy wymiana
kaset opierała się na mieszaniu gatunkowym. Pomiędzy takim
wspomnianym the Offspring , czy Bad Religion, pojawiały się jakieś kapele
metalowe, czy alt rockowe. Rancid pomieszany z Iron Maiden, Therapy na tej
samej kasecie co Slayer i Defekt Mózgu, czy jakieś inne mixtapy robione przez
wszystkich do posłuchania na walkamanie . Zawsze z resztą w ogólniaku
miałem w plecaku 10-20 kaset, jeden zeszyt, oraz piórnik ołówków i flamaków, bo
bardzo lubiłem bazgrać po ławkach:)
Na koncie macie już kilka teledysków a to nadal rzadkie zjawisko na polskiej scenie punk. Skąd pomysł na wypuszczanie klipów? Opowiedz jak powstają takowe produkcje?
Tak . Wszystkie klipy to taka głównie moja zajawka i zachcianka. Ja bardzo lubię
sztukę audiowizualną i połączenie muzyki wraz z obrazem jest dla mnie bardzo
naturalne. Jak wcześniej wspomniałem, pochodzę z pokolenia wychowanego na
teledyskach z niemieckiej satelity i chęć do tworzenia tego typu obrazków
zawsze gdzieś we mnie siedziała. Kiedyś sporo rysowałem, czy bazgrałem po
murach. Teraz trochę mniej mam czasu na jakieś artystyczno-wizualne
uzewnętrznienie swoich pomysłów, więc forma ekspresji poprzez ruchomy
obrazek, do muzyki, którą razem z chłopakami tworzę, daje mi takiego
pozytywnego kopa. Trochę taka dwubiegunówka twórcza:)
Jakie macie plany na przyszłość jako zespół? Wiem że zapowiedzieliście już trochę koncertów na ten rok ale czy można liczyć na nową płytę w bliskiej przyszłości?
Tak. Zagramy parę sztuk. Generalnie w tym roku trochę spuściliśmy nogę z
gazu. Mnie osobiście podoba się taki pewien rodzaj chaosu twórczego w
postaci jakichś małych gigów w nadmiernej ilości. Generalnie nie ma z tego
pieniędzy, ale jest za to dobra zabawa i jakaś przygoda. Zawsze trafi się coś, o
czym można potem pogadać, pośmiać się, czy powspominać. Ale rzeczywistość
jak zwykle podnosi swój kaprawy łeb i trzeba też mieć za co żyć. Dlatego często
koncerty kolidują nam z innymi obowiązkami, a co za tym idzie, często musimy
rezygnować z fajnych opcji na gig. Nie my pierwsi, nie ostatni:) Co się tyczy
płyty, to w zasadzie jest już prawie gotowa. Album nazywać się będzie „Punk
Rock Zdechł”. Interpretację tytułu pozostawiam każdemu z osobna, choć po
przesłuchaniu numeru tytułowego, łatwiej będzie zrozumieć, co autor miał na
myśli. Na chwilę obecną wyszedł singiel 7’’ w splicie ze szczecińskim ODC.
Znajdują się tam dwa nasze kawałki, w których występują zaproszeni goście, to
jest Fakir z Casteta i Jarek Ważny, znany z Kultu i Darmozjadów. Wersja long
tych numerów będzie już tylko w naszym własnym wykonaniu. Obecnie trwają
rozmowy z wydawcami, których będzie dwóch. Będzie to Krakowsko-
Warszawski mezalians w postaci kolaboracji BadLook Records i
Hardcoretattoo Records. Po rozmowach, jesteśmy pełni pozytywnych
przemyśleń i wierzymy, że to dobre posunięcie.
Jak powstała Zimna Wojna? Opowiedz coś o samych początkach zespołu.
Nic nadzwyczajnego. Jednego dnia grasz z kolegami w garażu, a następnego
nagrywasz płytę i grasz na Woodstocku:) A tak poważnie, w sumie nie wiem. Każdy
z nas gdzieś wcześniej grywał. Zespół na samym początku funkcjonował bez
nazwy, potem były różne inkarnacje pod różnymi nazwami, ale jako Zimna
Wojna, to chyba jakoś w okolicach przełomu 2015/2016. Z resztą skład bardzo
się od tamtego czasu zmienił. Wiele różnych osób przewinęło się przez ten
ansambl. Ale od pewnego czasu jest w miarę stabilnie i chyba jest na nasze
obecne potrzeby i umiejętności jest to zestaw najbardziej optymalny.
Jak wiadomo na trasach koncertowych mają miejsce przeróżne sytuacje, opowiedz o jakiejś którą do dziś wspominasz z uśmiechem na twarzy?
Parę ciekawostek na pewno się znajdzie. Bywało straszno i śmieszno. Rzadko
nijako. Na przykład, kiedyś na jakimś wyjeździe, choć to nie miało miejsca
akurat przy okazji trasy, a raczej na jakimś festiwalu, nasz basista wyszedł przez
drzwi balkonowe bez balkonu na pierwszym piętrze i połamał sobie gnaty, bo
wydawało mu się, że śpi na parterze. Nie pamiętam dokładnie, ale to było
chyba jakoś przed występem na Woodstocku albo innym festiwalu, więc była
lekka spinka, czy sobie poradzimy z tym fantem. Albo nasza kataryna T4.
Jednego razu w trasie puściła jakaś uszczelka i wywaliliśmy na A4 tonę oleju w
postaci chmury dymu, a koszta wycieczki przerosły jakiekolwiek profity. Albo
jak nasz specjalista od Merchu zakosztował w lokalnych specjałach i w stanie
odurzenia postanowił rzucić wszystko i iść się bawić na koncercie:) A tam
kasetka ze szmalem , cały merch i do tego jakieś plecaki i ciuchy pozostawione
zupełnie bez opieki. Albo na Ultra Chaosie jak mieliśmy powódź w domku na
campingu dla kapel, bo urwała się bateria prysznicowa wraz z zaworem:).
Sporo tego. Są też często jakieś spiny, sprzeczki. Z reguły przy naszym
targowisku próżności, gdy trzeba się użerać z pijanym klientem, tańczącym z
pokalami nad naszym merchem… Klasyk, powiedziałby. A dobry był jakoś
też jeden z pierwszych występów, gdzie pojechaliśmy do jakiejś knajpy, bodajże
w Poznaniu. W dwie kapele. My spaliliśmy przody, a druga kapela wzmacniacz
do basa. Koncert kończył się w zasadzie w wersji unplugged. No jest sporo
dobrych momentów. Można by książkę napisać albo scenariusz do filmu, jakby
tak to wszystko zebrać do kupy:)
Wrocław to miasto bez dwóch zdań legendarne pod względem punk kultury, jak to wygląda w obecnych czasach?
Nie najgorzej. Znaczy się, nie ma już tego co było jeszcze jakieś 15-20 lat temu.
Wtedy na byle jaki gig potrafiło przyjść około setki, a nawet więcej osób. Jak
była jakaś grubsza sztuka, to taki Madness potrafił pękać w szwach. Pamiętam
jak w 2007 grał Mad Sin. Buda z drewnianym stropem, nabita do pełna ludźmi i
fireshow na scenie w wykonaniu headlinera. Piotrek, ówczesny właściciel klubu
mało nie zemdlał jak te kule ognia zaczęły latać pod sufitem. Ale to było kiedyś.
Dziś jest jakby spokojniej. Chociaż zauważalnie więcej znanych zagranicznych
kapel odwiedza Polskę, to wydaje mi się, że koncerty są robione trochę mniej
po partyzancku. Ale to taki duch czasów. Ja też już rzadziej staję blisko sceny,
czy w środku młyna niż kiedyś. Przez lata nabawił się człowiek jakichś urazów i
pęknięć, a turystyka koncertowa to nie ma co ukrywać dość kontuzyjny sport,
jak jazda na deskorolce, czy rolkach 😉 Ale nie ma co marudzić. Koncertów jest
dość sporo. Od dużych, przez średnie, po zupełnie undergroundowe. Od
Grindcorów do pop punka. Każdy znajdzie coś dla siebie. A najlepiej to chodzić
na gigi zróżnicowane gatunkowo, bo można odkryć coś fajnego spoza swojej
bańki. Jak robimy koncert u siebie w mieście, to staramy się robić skład dość
różnorodny, żeby uniknąć efektu monotematyczności. Z reguły to się sprawdza.
Co najbardziej napędza was do grania?
Dobre pytanie. Sam nie wiem. Granie, a w szczególności granie punk rocka to
jakaś forma wyżycia się, uzewnętrznienia. Jakaś realizacja twórcza. Fajnie jest
przyjść na próbę z zamiarem zagrania dla sportu i wyjść z prawie gotowym
nowym kawałkiem. To tak się czasem samo dzieje. Ktoś tam coś brzdąka między
numerami i nagle pada hasło: „Ej! Zagraj to jeszcze raz!”. No i w zasadzie wokół
takich luźnych kompozycji krąży 70% naszych numerów . Teksty dopasowuję z
reguły do muzyki, rzadziej na odwrót. Czasem jest jakaś blokada twórcza i nie
potrafię nic napisać, czy stworzyć przez pół roku, a czasem w ciągu jednej nocy,
bo zawsze lepiej pracowało mi się nocami, potrafię zatrzaskać tekstów na całą
płytę i do tego stworzyć jakiś muzyczny szkielet wokół tego. Także nie ma
reguły. W zespole jest cztery indywidua. Każdy z nas działa na zupełnie innych
warunkach. Naprawdę cud, ze potrafimy to wszystko połączyć (no i, że się
jeszcze nie pozabijaliśmy nawzajem…)
Wybierz trzy zespoły nie związane bezpośrednio ze sceną punk które inspirują cię w tworzeniu muzyki.
Generalnie staram się nie szufladkować zespołów, czy muzyków odnośnie
stylów, czy gatunków. Sam też mam bardzo eklektyczne podejście do muzyki.
Staram się ciągle poszukiwać czegoś nowego (nawet pośród starych kapel).
Obecnie mamy dostęp do niczym nie ograniczonych zasobów muzycznych z
całego świata. Jeszcze nigdy w historii ludzkości nie było tak uniwersalnego
narzędzia jak Internet i takich możliwości jakie on daje. Choć czasem wydaje mi
się, że element odkrywania i związanego z tym dreszczyku emocji był kiedyś
większy, gdy kupowało się przysłowiowego kota w worku… Ale wracając do
meritum. Ciężko mi zrobić takie żelazne top 3. Na pewno Bowie. Zwłaszcza te
płyty z ery glamrockowej – Ziggy Stardust, Alladin Sane, Hunky Dory, czy cały
okres berliński. W muzyce Bowiego zakochałem się dawno, gdy po raz pierwszy
zobaczyłem film „My dzieci z Dworca Zoo”. Zarówno film, jak i muzyka zrobiły
na mnie ogromne wrażenie. I ta fascynacja Bowiem trwa do dziś. Potem gdzieś
pożyczona kaseta „The rise and fall of Ziggy…” Co rusz odkrywam jakieś
kawałki, których wcześniej nie zauważałem. Totalna kopalnia pomysłów. Jeśli
chodzi o coś bliżej muzycznie punkowi, to na pewno Joan Jett. Bardzo mi się
podoba jej styl grania na gitarze i brzmienie. Zarówno w the Runaways czy
Blackhearts. Dla mnie artystka, która potrafi wywrócić flakami na zewnątrz
każdy kawałek i stworzyć cover lepszy od oryginału. A ja bardzo lubię covery, bo
pozwalają mi odkryć jakieś numery na nowo. Taka niekończąca się opowieść w
wersji muzycznej ;). A poza tym to pieprzona Joan Jett! Reszta może jej w
nogach spać. Z bardziej popowych klimatów to bardzo lubię the Cranberries.
Głos Dolores jest nie do podrobienia. No i mają naprawdę szerokie spektrum
muzyczne. Bardzo lubię wideo z ich występu na Woodstock 94. Te starsze klipy ,
czy nagrania mają w sobie coś, co ciężko określić. Ale bardzo lubię wracać do
tego. Ciężko mi natomiast ostatnimi czasy znaleźć coś interesującego w obecnej
muzyce. Jeśli już to łapię się na tym, że zespoły grają „po staremu” i dlatego mi
się podoba. Takie big 3 moich odkryć w ostatnich latach to RMBLR, Wyldlife i
Pale Waves. Choć wszystkie mają w sobie jakiś drobny wpływ punk rocka.
Generalnie to dobrze mieć sobie cały czas i bez przerw na siku jakiś pierwiastek
punk rocka. Dobrze to robi na cerę 😉
Dzięki ogromne za wywiad!
Linki:
Instagram: https://www.instagram.com/zimnawojna77/
Facebook: https://www.facebook.com/zimnawojna77
Bandcamp: https://zimnawojna77.bandcamp.com/album/zimna-wojna