Krzystof Łazik – Bordo interview

Krzysztof Łazik i Andrzej Naras, fot. Krzysztof Skóra

Skąd się wzięła nazwa„Bordo”, o co chodzi?

Ok… Od samego początku chciałem nagrać pełne wideo i od samego początku też, nie chciałem, żeby to było coś mega wysublimowanego, wybranego spośród angielskich nazw. Chciałem, żeby to było coś bardzo osobistego, coś, co będzie się bardziej kojarzyło ze mną.

To była taka fazka wtedy, że jakakolwiek szajba się działa, cokolwiek dziwnego działo się na pomniku wieczorami, to wtedy Gwiazda do mnie pisał i komentarzem do tego wszystkiego było „Bordeaux” – czyli zapis nazwy czerwonego wina Bordo, wina francuskiego, które jest moim ulubionym winem. Był taki moment, kiedy jechałem autobusem i Gwiazda wysłał mi jakieś zdjęcie zrobione na pomniku (PTG) i ja oczywiście byłem zawstydzony tym, co tam się działo, no i komentarzem było Bordeaux…

No i tak sobie wtedy pomyślałem, no Bordo, no właśnie, to tak do mnie pasuje! Tak pasuje do tego okresu w moim życiu, że nie ma co kombinować. Tylko nie po francusku, napiszmy to fonetycznie, po polsku i to będzie „Bordo video”. Myślę, że wyszło to naturalnie, nie przerysowanie i osobiście.

Michał Baliś, switch ollie, Poznań Opera, fot. Krzysztof Łazik

Powiedz coś o procesie, nagrywaniu i montowaniu i która część jest dla Ciebie najbardziej przyjemna?

Wszystko zaczęło się w marcu 2018, kiedy to z Golanem polecieliśmy do Barcelony. Ja byłem wtedy świeżo po zakupie VX1000 i wtedy też nagrałem pierwsze klipy do tego filmu. Później mieliśmy trochę przerwy, bo na tym wyjeździe się połamałem, więc nie miałem możliwości nagrywać.

Dlatego nagrałem PTG mini 18, bo nie mogąc chodzić – siedzenie na copingu minirampy z fisheyem było idealnym rozwiązaniem. Na szczęście pod koniec 2018 już zacząłem nagrywać pierwsze streetowe numery, no i trwało to cztery lata.

Ostatnie tricki były nagrywane z końcem sezonu 2021, ale wyjątkiem jest Hipek – który nagrał swojego endera w styczniu 2022, tuż przed premierą. Dopieliśmy jego part i to zdecydowanie było tego warte.

Jeśli chodzi o sam proces – zdecydowanie najprzyjemniejsze było nagrywanie. Nienawidzę siedzieć przed komputerem, ja jestem człowiekiem czynu, ja chcę iść na street i chcę nagrywać, to samo tyczy się zdjęć – nie cierpię siedzieć przed kompem i obrabiać zdjęć, nie cierpię montować, to jest dla mnie kara, ja chcę być na ulicy, chcę być wśród skejtów i działać, zdecydowanie wolę produkować content niż ten content obrabiać.

Andrzej Naras varial heelflip, Krzysztof Łazik smooth operator, Katowice, fot. Krzysztof Skóra

Podpowiadasz tricki skejtom, w trakcie nagrywek, widzisz czasem coś czego oni nie widzą?

To bardzo zależy od tego, jaka więź mnie łączy ze skejtem. Jeśli faktycznie znamy się od lat i ja znam jego wahlarz tricków i jego możliwości, to czasami gdzieś to widzę, znam jego arsenał, znam ten spot i mam jakąś wizję w głowie i wiem jak to ugryźć. Czasami te tricki mogą się wydać dla nich za proste, ale ja wiem, że to będzie wyglądało dobrze, bo takie też są filmy skate’owe. To ma dobrze wyglądać, to ma być sztuka audiowizualna, ma być stylowo. Ty masz się tym zajarać, to niekoniecznie musi być najlepszy trick na świecie.

Czasami są takie błędne dążenia, że ja muszę przyjść na spot i muszę zrobić największy banger na świecie, to ma siąść, to ma być ograne z odpowiedniego kąta, to ma się wkleić w muzykę i to musi siedzieć w tym filmie. Uważam, że nie można tak bezdusznie podchodzić do tematu, że ok – tu jest spot, tu jest murek i nagrywamy najlepszy trick, jaki akurat siedzi pod nogą i mamy to. No chyba nie tędy droga, chyba nie jestem z tej szkoły. Biorąc pod uwagę, że na „Bordo”. są ludzie, których znam od lat, z którymi jeżdżę od zawsze, że to są moi przyjaciele – no to tak, czasami podpowiadałem, czasami też byłem zachwycony tym, że oni chcieli wyjść przed szereg, że oni też siebie chcieli pchnąć do przodu, różnie z tym bywało, ale myślę, że tak – mam czasem coś do powiedzenia, coś od siebie, dodanie swoich pięciu groszy.

Jakub Michalski Nosebonk, Krzysztof Łazik, angles baby, Katowice. fot. Krzysztof Skóra

Najbardziej pojechana historia w trakcie nagrywania Bordo”, oczywiście według Twojej opinii?

Najbardziej pojechane to chyba tyczą się agresji ludzi, zwykle anomalie wychodzą, kiedy komuś kończy się cierpliwość i to była Ruda Śląska, i ta scena jest widoczna na napisach „Bordo” albo na trailerze. Pojechaliśmy do Rudy Śląskiej, zaparkowaliśmy pod takim mini centrum handlowym i poszliśmy nagrywać na takim pomniku – tam Michał Baliś ma swój ender. Wokół tego nowoczesnego budynku był teren, który świetnie nadawał się do jazdy, był mały murek, małe schodki. Myśleliśmy, żeby nagrć tam line’a, coś ze schodków, coś na flacie, plus techniczny trick na małym murku. No i tam był taki klimat, wiesz – pizzeria, taka absolutnie nie włoska, sekcja fitness, sala zabaw dla dzieci, tak mało miasteczkowo. No i wyszedł właściciel z bardzo dużym brzuszkiem i w bardzo za małym t-shircie. Poczuł się, zdecydowanie, poczuł się właścicielem. Właścicielem ziemskim! Nie przebierał w słowach i od razu zdecydowanie uderzył do Kuby, zaczął go popychać, mnóstwo wulgaryzmów, eskalacja przemocy, to było strasznie przerysowane.

W całej aglomeracji śląskiej, w której się właśnie znajdujemy, z wielu miast, wielu spotów, ten mały budynek na obrzeżach Rudy Śląskiej, to nie jest centrum świata, to nie był nawet spot marzeń, my po prostu wpadliśmy na to bardzo spontanicznie, a ten człowiek zareagował tak, jakby przez buldożery była burzona stolica. Byłem zaskoczony, jak bardzo ludziom mogą puszczać nerwy na coś tak mało inwazyjnego jak jazda na desce.

Jakub Michalski, Nose manny, na jak się okazuje bardzo trudnym spocie, Ruda Śląska fot. Krzysztof Łazik

Może to jest tak, że to są ludzie w których się zbiera i szukają powodu, żeby się wyładować i niestety, tym elementem, który tak bardzo nie pasuje do ich wizji świata, jest deskorolka. Myślę, że może właśnie przez to mamy takie sytuacje, kiedy ktoś sięza bardzo poczuwa.Dla nas to jest absurdalne, a oni myślą, że z ich strony jest to całkowicie normalne, że oni bronią jakiejś własności, że tak jest zbudowany świat. Myślisz, że często tak to wygląda?

Ja myślę, że to przede wszystkim ta chęć dążenia do jakichś standardów. Pewna łódzka kapela miała taki wers, że Chcemy mieć życie jak z reklamy, wiesz, ten status materialny, to poczucie, że coś zbudowaliśmy jako właściciel budynku, właściciel terenu, właściciel firmy, że te materialne rzeczy stanowią o sile naszych osobowości.

To jest pułapka, bo my korzystamy z tkanki miejskiej, wykorzystujemy ją kreatywanie, wiesz jakby, no… zniszcziliśmy lasy i zalaliśmy wszystko betonem, więc skoro zrobiliśmy taką inwazję na terenie dookoła, to mamy prawo z tego korzystać. Jesteśmy tego częścią, jesteśmy za to odpowiedzialni, to miało nam służyć, więc niech nam służy. Wycieranie sobie gęby, wiesz aktami notarialnymi, to chyba nie tędy droga, nie kupuję tego. Ten człowiek – ok, on tam prowadzi biznes, on jest tego właścicielem, ale to jest po prostu murek. Gdybyśmy my nie zrobili z tego użytku, on nawet by nie wiedział, o jaki murek chodzi.

Ja nawet byłem świadkiem takiej sytuacji, gdy była przebudowa alei Korfantego w Katowicach, gdzie teraz jest jeden z głównych spotów streetowych w centrum Katowic i rożślizgaliśmy tam murek i podszedł do nas młody facet i on powiedział wtedy, Chłopaki, ale nie sądzicie, że to jest nowe, że nie powinniście?, a ja wtedy go zapytałem: Ale popatrz, czy Ty normalnie spojrzałbyś na ten murek? Czy on byłby dla Ciebie istotny? Zwróciłeś na niego uwagę bo coś tu się dzieje, ale normalnie, gdybyś teraz siedział w domu i zadzwoniłby do Ciebie kumpel i zapytał ej stary, kojarzysz ten murek na alei Korfantego, który oddziela chodnik od parkingu samochodowego?Popukałbyś się w czoło, nie wiedziałbyś o co chodzi. To nasza aktywność wzbudza w Tobie kontrowersje, a nie to, że ten element miejskiej infrastruktury jest dla Ciebie arcyważny, nie jest, po prostu!”.

Dlatego uważam, że mamy prawo korzystać z tkanki miejskiej, bo po coś ten świat zalano betonem, po prostu.

Pełna sala, to chyba najlepsza nagroda, za poświęcony czas i włożony trud, fot. Tomasz Antkowiak
Parę słów przed pokazem, od lewej: Krzysztof Łazik i MC Golan, fot. Tomasz Antkowiak

Czy jesteś cierpliwym filmerem? Który trick zajął najwięcej czasu i ile?

Tak, jestem. Uważam, że jestem bardzo cierpliwy i że daję bardzo duży komfort skejtom na sesjach. O ile oni chcą próbować numer. Bardzo źle reaguję na wybrzydzanie, na wiesz – złej baletnicy i rąbek u spódnicy. Jeśli ktoś się ze mną umawia na sesję, jedziemy na spot i on nagle na tym spocie zaczyna opowiadać historię, że on to sobie inaczej wyobrażał, że tu jest coś tam, a tam coś tam. Nie, umawiamy się, jedziemy, łoimy i w momencie, kiedy dochodzi do prób – jestem już totalnie po stronie skate’a. Kiedy widzę, że chłop się rzuca, daję mu absolutny komfort na sesji.

Z mojej strony nie ma żadnej presji, żadnych komentarzy, widzę, że on oddaje siebie na spocie i zasługuje na to, żeby dać mu komfort po to, żeby on mentalnie poradził sobie z tym trickiem, żeby to odjechał. Wybrzydzam, kiedy spotykam wybrzydzanie, kiedy oboje się angażujemy, a na miejscu się okazuje, że jest wiesz – koncert życzeń. To jest street, a nie zabawa.

Ale jest jedna osoba z całej ekipy, która wymaga lekkie presji, ale to też wyszło jakby z dotarcia się i to jest Hipek. Hipek jest taką osobą, która lubi przyjść na spot, zaczyna się skupiać na tricku, łapie tę energię i w momencie, kiedy coś idzie nie po jego myśli, on nie chce być głaskany. On chce być motywowany, on chce być naciskany, potrzebuje jeszcze tego bodźca z boku, żeby go bardziej podkręcić i numer, który był najdłużej nagrywany, to jest jego ender. To było ileś podejść, to jest gruby numer, to jest naprawdę gruby numer i on padł w momencie, kiedy ja już miałem zamknięte nagrywanie filmu. A on powiedział mi wprost: Stary chodźmy!” i to była połowa stycznia! To była ujemna temperatura, ja miałem rękawiczki, żeby trzymać VX’a w rękach i w końcu to wrzucił. Nie wiem, które to było podejście, czwarte, czy piąte, wrzucił to i potrzebował tej motywacji.

Trzeba indywidualne podchodzić do skate’a, do jego charakteru. Tak samo jest z resztą z montowaniem, z podkładniem muzyki, tak też z atmosferą na sesji. Deskorolka nie jest jedna, nie jest jednorodna, więc uważam, że jako filmer muszę czytać skate’ów, z którymi pracuję.

Pracownicy roku: Andrzej Naras, Michał Baliś, Jakub Michalski, Krzysztof Łazik, Jakub Golański i Przemysław Hippler, „Bordo” Mordo! fot. Daniel Jakś

Jesteś też świetnym fotografem i wiem, że masz swój wernisaż związany z reportażem, z tworzenia filmu.Pewnie nie jest to Twój pierwszy wernisaż, tym razem jest jednak związany z filmem, możesz coś o tym powiedzieć?

Tak. Jakby nagrywanie filmu i fotografowanie deskorolki idzie u mnie dwutorowo i było to dla mnie naturalne, że gdy jest długotrwały proces nagrywania tego filmu, to chciałbym też mieć z tego reportaż. Chcę mieć to udokumentowane na zdjęciach, z resztą, zawsze mi się to podobało. W filmie Zero – Dying to livena sekcji friends kończyły się wstawki i nagle słychać Erica Claptona Layla”, sekcja, ta na fortepianie. I pojawiały się tam czarno-białe zdjęcia i to skradło moje serce. Zdjęcia, które utrwalały proces nagrywania filmu i ja też chciałem mieć takie zdjęcia no i to wyniknęło bardzo naturalnie. Zawsze starałem się cykać jakieś foty, zawsze też na sesjach był ktoś, kto takie zdjęcia robił. Zebraliśmy jakąś tam pule, okazało się, że sekcja ASP w Katowicach jest bardzo otwarta na naszą inicjatywę, no i mamy to.

Przestrzeń na rondzie została nam udostępniona, wydrukowaliśmy te zdjęcia dzięki uprzejmości foto Silesi – zakładu fotograficznego w Katowicach, który bardzo wspiera skejtowskie inicjatywy. Także pozdrowienia! No i pojawiła się ta wystawa, to jest taka synteza, bo tych zdjęć jest troszeczkę więcej. Ja pewnie będę to sukcesywnie publikował na Instagramie, ale to tak powinno wyglądać, że to, co na filmie, to na filmie, ale te zdjęcia obok też powinny być robione. Dlatego stwierdziliśmy, że jeśli robimy premierę, to powinna być kompleksowa i te zdjęcia też powinny być wyeksponowane w odpowiednim miejscu.

Piękne to czasy, kiedy i w Polsce fotografia związana z deskorolką jest w końcu postrzegana jako sztuka, fot. Tomasz Antkowiak
Wernisaż, „Bordo” process, Krzysztof Łazik, fot. Tomasz Antkowiak

Co lubisz jeszcze fotografować oprócz deskorolki?

Ja się najlepiej czuję w reportażu, ale no właśnie, wydaję mi się, że to ma swoje korzenie właśnie w deskorolce. Bo gdy robisz zdjęcia tricku, to masz oddać to, co się dzieje tu i teraz, jesteś na spocie ze skejtem, on ładuje numer i chcesz oddać swojemu widzowi to, co się wydarzyło. To zdjęcie musi też zawierać informacje: skąd był najazd, jak wygląda przeszkoda, gdzie był odjazd i jak ten trick wyglądał. Tam często się pojawiają ludzie w tle, na drugim planie, którzy mają jakieś reakcje. Czasami robisz zdjęcie tego, jak ktoś połamał deskę albo tego, jak zaliczył glebę i myślę, że to bardzo wpłynęło na moją fotografię. Najlepiej czuję się w reportażu, ale jestem bardzo otwarty, nie ma takiej dziedziny fotografii, w której bym nie chciał robić. Nawet zarobkowo, wiesz, zdarza mi się robić śluby, które są jakimś tam symbolem kiczu, ale koniec końców, kiedy jesteś tam na miejscu, wykonujesz już reportaż. Oddajesz ludziom to, co się dzieje w tym dniu, każdemu indywidualnie pozostawam ocenę, w jakiej to estetyce się mieści, ale ode mnie – jeśli chodzi o fotografa, jeśli chodzi o bycie tu i teraz i oddanie tego, co się tu dzieje, to właśnie tak to wygląda, że fotograf jest naocznym świadkiem.

Nie lubię kreować, lubię dokumentować i chyba dlatego odnajduję się w deskorolce, no bo widząc trick, ja już wiem z której strony chcę go ująć, z której strony on będzie wyglądał, w moim mniemaniu, najlepiej. No i chcę to utrwalać… więc reportaż!

Afterparty, nieodzowny element każdej dobrej premiery, Krzysiu ewidentnie dobrze czuje się w reportażu, fot. Tomasz Antkowiak
Nic dodać, nic ująć, fot. Tomasz Antkowiak
Czy jest jakieś lepsze miejsce na after niż SIP? No chyba nie bardzo, fot. Tomasz Antkowiak

No to jak się czujesz przed jutrzejszym finisażem?

No czuję się dobrze, bo to jest zawsze miłe, jeśli jesteś w stanie zaprezentować swoje prace i masz feedback; że ktoś przyjdzie i chce to zobaczyć. Wiesz, w momencie tworzenia tych rzeczy, nigdy nie miałem takich myśli, że to będzie big deal, że to będzie coś wielkego.

Ja po prostu od zawsze, od dzieciaka wychodziłem, byłem z moimi kolegami na deskorolce, a to, że chciałem to dokumentować, że akurat była jakaś stara kamera od ojca, że był jakiś prosty aparat cyfrowy, to sobie to podbierałem, ale to było od zawsze bardzo organiczne. To nie wynikało z chęci stworzenia wielkiego projektu, to wynikało tylko i wyłącznie z chęci zrobienia dla siebie pamiątki z jeżdżenia na desce. No bo jakby sprowadźmy to wszystko do korzeni – jeździmy na desce i tyle, więc to, że udało nam się doprowadzić to do miejsca, gdzie zrobiliśmy z tego jakiś projekt, że wyniknął z tego film, że jest to udokumentowane na zdjęciach, jest to wywieszane w galerii, super! Jeśli chce to ktoś oglądać, to chętnie opowiem o tym parę słów, ale wiesz, jakby nie chcę dorabiać do tego większej teorii, jeśli mam okazję komuś o tym opowiedzieć i ktoś chce tego posłuchać, to zapraszam serdecznie.

Krzysztof Łazik podczas wernsażu, fot. Tomasz Antkowiak

Słyszałem też, że planujesz premiery w innych miastach w Polsce, gdzie i kiedy będzie można zobaczyć „Bordo” na dużym ekranie?

Dokładnie, za równy tydzień od teraz (rozmowa miała miejsce dzień przed finisażem 11.03.2022), widzimy się w Krakowie na Streetparku, dzień później – Hipciu odwiedza Szczecin i będzie tam można zbić z nim pionę i też zobaczyć wideo. Mam jakąś listę swoich miast, no i będę to sukcesywnie ogłaszał na social mediach. Mam nadzieję, że większość skejtowych ośrodków w Polsce, gdzie są prężnie działające sceny, że się spotkamy i zbijemy pione, zobaczymy to wideo. Myślę, że będzie miło.

Kiedy następny film?

Ja sobie obiecałem, że już nie będzie następnego filmu i to były takie bardzo dumne słowa. Naprawdę, robienie jako dorosły człowiek filmu i bieganie po streecie za chłopakami i czekanie na dwusekundowy trick, to jest wyzwanie. Dlatego trwało to ponad cztery lata, a posiadanie z tyłu głowy 4 letniego projektu, to jest obciążenie. Dlatego obiecałem sobie, że tego już nie będzie, ale robię to od ponad 20 lat, więc nie widzę siebie bez tego. Także w tym roku wracam na pomnik (PTG), to miała być tajemnica, ale dzisiaj odkrywamy karty. Robimy PTG 22, cztery lata nie było mnie na pomniku, w tym roku wrzucam swój stuff z pomnika, a czy zatęsknię za streetem, oby! Oby, bo jak to powiedział Rodrigo TX: Street life, the only life that I know.

Ja też mam nadzieję, że zatęsknisz za streetem, no bo słuchaj, te sceny trzeba dokumentować, a jak ktoś jeszcze robi to bardzo dobrze, to oby tak było dalej. Ja czekam na więcej!Jakieś ostatnie słowa, pozdrowienia na koniec?

Ja przede wszystkim dziękuję tym, którzy się dograli, tym, którzy chcieli przy tym być, bo to był tak długotrwały proces, bo przecież 4 lata w życiu każdego człowieka to jest ogrom, może się wydawać wszystko. A jednak, jakby ludzie, którzy cały czas z tyłu głowy mieli to, że „Łaziol” nagrywa wideo i chceli wrzucać te numery, to naprawdę wysoka piątka.

Pozdrawiam też wszystkich tych, którzy powiedzieli mi: „Chcesz nagrać film skejtowy w Katowicach? Serio?”, pozdrawiam serdecznie. Nagrałem go, no i co, widzimy się na desce! Jeździjcie na desce, co macie innego robić w życiu!

Takie filmy jak ten pokazują, prawdziwą zajawę i oblicze Polskiej sceny deskorolkowej, widać, że się rozwijamy jako scena, widać progress zarówno, na desce jak i w filmowaniu czy montażu. Jeśli chcemy żeby scena rozwijała się jeszcze prężniej, żeby filmerów z zajawą było więcej, wspierajmy ten proces. Dlatego idź na premierę, kup video, pendrive się przyda, a wideo to pamiątka, włożonego serca i zajawy wielu czasami zupełnie innych ludzi. Oglądaj a potem idź na deskę. 

Krzysztof ze swoją premierą „Bordo” pewnie odwiedzi jeszcze kilka miast, a my na pewno damy znać co, gdzie i jak!

Bordo, mordo!

Dodaj komentarz

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress