Clive Chadvick

Nazywam się Clive Chadvick. Urodziłem się w 1962 roku, jakieś 20 km pod Londynem w Epsom. Mam dwie córki w wieku 10 i 18 lat oraz żonę Rosanne. Dorastałem i wychowywałem się w Anglii, lecz na chwile obecną mieszkam w Ericeirze. Miejscowość ta położona jest nad oceanem atlantyckim. Temperatura nie spada tu raczej poniżej pięciu stopni Celcjusza, a jadąc autostradą w kierunku południowo-wschodnim po około 40 minutach jestem w Lisbonie. Na co dzień zajmuję się ceramiką.

[su_custom_gallery source=”media: 227,226″ link=”lightbox” width=”600″ height=”400″]

Jeżdżę po jarmarkach, sprzedaję i nabywam portugalskie antyki. Pomaga mi w tym moja żona, która współpracuje z portugalskimi muzeami, czy prywatnymi klientami, zajmując się renowacją. Zdarzy się, że uda nam się zdobyć i odrestaurować jakiś cudny przedmiot. Tak też wzbogacamy naszą mała rodzinną kolekcję. Mogę się pochwalić, ze znalazłoby się w niej parę sztuk z lat 50 czy 60. Spokój jaki towarzyszy tej pracy bardzo mi odpowiada. Niezwykłym spokojem i szczęściem napawa mnie też miasteczko w którym mieszkam. Z domu na najlepszego surf spota w Portugalii mam 10 minut, a na najlepszego moim zdaniem poola 5. Nie mogłem więc chyba lepiej trafić. Jednak to jak ułożyło się moje życie i fakt że odnalazłem swoje miejsce na Ziemi po części mogę zawdzięczać deskorolce.
Wszystko zaczęło się bodajże w roku 1974. Byłem wtedy szarym chłopcem. Pamiętam kiedy po raz pierwszy zobaczyłem w telewizji surfing. Wydawało mi się to wtedy niedostępnym, egzotycznym światem. W tym samym czasie w Anglii coraz modniejsza stawała się deskorolka. Z racji tego że byłem jeszcze dzieckiem, a morze było dla mnie za daleko, nie miałem okazji spróbować surfingu. Wiedząc jednak że surfing ze skateboardingiem ma wiele wspólnego postanowiłem spróbować tego drugiego. Jazda na deskorolce szybko stała się moją pasją. Dobrze pamiętam całe dnie spędzone z deskorolką. To do szkoły, potem do sklepu i kiedy tylko złość matki nie była zbyt wielka, z kolegami, jak najszybciej, jak najdalej. To była czysta przyjemność ! Każdy próbował wszystkiego po trochu. Krawężniki, slalom czy banki z drzwi garażowych. Po pewnym czasie zaczęto w okolicy otwierać skateparki. Nie trwało to jednak zbyt długo, a i deskorolka zaczynała przenosić się na ulicę kiedy parki niszczały. W efekcie mając 18 lat zacząłem surfować. Tym sposobem wylądowałem w Ericeirze. Słysząc o dobrych falach wybrałem się tu parę razy, pokochałem to miejsce i postanowiłem zostać tu na dłużej.
Na deskorolkę wróciłem w wieku 45 lat. Krótko po tym gdy zabrałem córkę na wycieczkę do Torres Vedras i zobaczyłem tamtejszy park. Od tamtej pory znów jestem uzależniony od deski.
Można zastanowić się w jaki sposób mężczyzna w moim wieku radzi sobie z tak wymagającym sportem. O dziwo nie jest najgorzej. Nie mogę narzekać. Rzecz jasna, boję się upadków, jak każdy, to jednak nie powód, by rezygnować. Wiem, że powinienem być ostrożniejszy, zdarza mi się jednak o tym zapomnieć. Moja żona nalega czasami bym stał się w końcu bardziej odpowiedzialny. Ja jednak biorąc deskę do ręki staję się dzieckiem, podobnym do tego sprzed kilkudziesięciu lat. Nie ma wtedy dla mnie nic ważniejszego niż dobra zabawa. Chłonę wszelkie pozytywne emocje, co sprawia że czuję się świetnie, a przy tym ciut młodszy. Zawsze byłem trochę niedojrzały, ale jeżdżąc czy surfując nie miałem innego wyboru. Odkąd pamiętam, byłem strasznie podatny na emocje jakie wyzwalały we mnie oba te sporty. Nie uważam się jednak za osobę szaloną, jak mogłoby wydawać się sporej części moich rówieśników. To wszystko jest naturalne ! Poza tym uwielbiam piwo, żeglarstwo i moją rodzinę. A co do marzeń ? Może niech jutro przestanie padać ten pieprzony deszcz, to poluzuję trochę trucki.

Wywiad i zdjęcia: Szymon Karpiński

Dodaj komentarz

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress