COUCH RAIDERS – hungry in Hungary

Siemano tutaj Bolek!
W kilku słowach postaram się Wam przybliżyć, co dzieje się na skate tripie z ekipą Couch Raiders.

Każdy wyjazd to najpierw tęgie rozkminki na kanapie. Analizując mapę Europy z kompem na kolanach, szukamy najlepszej wakacyjnej lokalizacji. W tym roku wybór nie był łatwy. Ostatecznie padło na Budapeszt! Wiele osób nam odradzało mówiąc, że spoty są kozackie, ale lokalna społeczność, policja czy ochrona stwarza problemy i przegania szybko z miejscówek. Nie zniechęciło nas to, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej podkręciło zajawę, żeby odwiedzić piękną węgierską stolicę.

Nasza przygoda zaczęła się w Rzeszowie od zawodów deskorolkowych, w których ekipę CR reprezentował Kamil Karwowski i ja. W rezultacie Kamil wylądował na miejscu drugim, ja na piątym i parę stówek wpadło nam do kiermany. Po zawodach wszyscy się zgrupowali i byliśmy gotowi walić w trasę. Można śmiało stwierdzić, że to był dobry początek skate tripa.

Skład wyjazdowy był dosyć liczny, bo aż jedenastu skejtów zapakowanych w dwie fury. Pasażerami pierwszego pojazdu (legendarnego białego busa) był nie kto inny jak złota piątka w postaci: Siela – nasz człowiek od transportu naziemnego, Marchewa a.k.a Nowojorczyk, Chudy – spec od rozkładania namiotów, Tryniu – ogarniacz wszystkiego, no i ja. Zapomniałem oczywiście o zawodniku numer jeden – reprezentant Gdańska Kamilek Karwowski a.k.a Kamel. Do busa zlądował także świeżak wyjazdu, Łukasz Leszczyński, który swoim aparatem trzaskał foty jak opętany. Jest on autorem zdjęć w tym artykule, ale poza tym wydał fajny clip przedstawiający nasze wyjazdowe przygody, który znajdziecie na YouTube/CouchRaiders.

Pasażerami drugiego pojazdu (kombi wypożyczonego za milion monet) byli: Marcin „BAM” Kozłowski, który po wielu kontuzjach i długiej przerwie powoli powraca na deskę. Na wyjeździe Bami bardziej chillował, ale udało mu się dograć parę triczków do CR produkcji, a poza tym pełnił funkcję drugiego kierowcy – rajdowcy. W furze u Marcina byli także „brothers from another mothers” reprezentaci Glosside Crew z Manchesteru, Josh i Will Collins, bracia bliźniaki. Do kombiacza załadował się także Michał „Booshek” Buśko, który jest przede wszystkim operatorem VX’a, ojcem założycielem CR i łącznikiem ze sceną deskorolkową w UK. To właśnie on zwerbował braci Collins, którzy szybko dopasowali się do naszego wyjazdowego GYPSY stylu życia. Mordeczki już podpytują o plany na przyszłe wakacje, co bardzo nas cieszy i motywuje do działania.

Skład wyjazdu już poznaliście, więc możemy wrócić do wyprawy. Po długiej nocy spędzonej w samochodach i kilkuset kilometrach trasy, w końcu udało się dojechać na miejsce. Jak się domyślacie pięciogwiazdkowy hotel z widokiem na Dunaj to nie nasze rozdanie, ale pod namiotem też było spoko. Pole namiotowe „Haller” – to tu zatrzymaliśmy się na czas pobytu w Budapeszcie.

Schemat działania był dosyć prosty i podobny każdego dnia. Do południa słońce tak mocno grzało, że spokojnie robiliśmy sobie śniadanie, braliśmy szybki prysznic i oczywiście najważniejsze – poranna rozgrzewka. Wypoczęci, pełni sił, szukaliśmy przygód i wrażeń na streetach – wodowanko, bombing, exploracja miasta to standard. Taki był pomysł na przeczekanie panującego upału. Zajawa była gruba, spoty naprawdę ciekawe, a ekipa układała sobie triki i sekwy w głowie. Każda wieczorna sesja owocowała w nagrywki i zdjęcia. Nie zawsze jednak było tak kolorowo. Największy problem stwarzali nam lokalni mieszkańcy, których łączyła bardzo mocna więź z miastem. Tym razem to nie policja czy ochrona obiektu wyrzucała nas ze spotu, a na maxa wczuci ludzie, którzy ewidentnie chcieli utrudnić nasze życie. Wakacje to czas na relax, nie było sensu się tym przejmować, więc nawet nie podejmowaliśmy walki i grzecznie zmienialiśmy miejscówkę. W trasie ze spotu na spot, coś trzeba było zjeść i to właśnie wtedy wszyscy wyszukiwali naszej ulubionej europejskiej potrawy jaką jest kebab – tani, smaczny i pożywny. Tak nam mijał dzień za dniem, na luzie i bez większych napinek. Jednym słowem wakacje.

Nie tylko nagrywki na streetcie były naszym głównym celem, ale także lokalne DIY spoty. To chyba one wywarły na nas największe wrażenie. Nagyicce DiY, czy Rio DIY zbudowany przez znaną na całym świecie ekipę Rios Crew, to obowiązkowy punkt wycieczki do Budapesztu. Każdy kto ma w sobie choć odrobinę z bowl raidera będzie naprawdę zachwycony.

Trip był długi, a Budapeszt był tylko jednym z wielu przystanków na trasie po Europie. Takie wyjazdy kształcą osobowość, uczą wiele o sobie i tworzą zwartą drużynę – ekipę Couch Raiders. Nasza produkcja zbliża się wielkimi krokami, ale nie jest łatwo, bo działamy niezależnie. Daje nam to jednak ogromną satysfakcję i wiarę, że jednak można coś fajnego stworzyć wspólnie z czystej zajawy.
Na sam koniec chciałem pozdrowić wszystkich dobrych ludzi, którzy Nas wspierają i cały CR squad, na całym świecie, yo!
CouchOrDie

 

Tekst: Łukasz Bolek Dzido
Foto: Łukasz Leszczu Leszczyński
Dizaster Mag #20

 

 

Dodaj komentarz

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress