Historia Słowackiej deskorolki

Deska to zajęcie dla kapitalistów, a do 1989 byliśmy komunistycznym państwem, przez co ludzie mieli marne pojęcie o tym co się dzieje. Do 1993 mieliśmy wspólne państwo z naszymi braćmi Czechami i sytuacja była całkowicie inna niż teraz.

Pierwsze prawdziwe deski dotarły do naszego kraju pod koniec lat 70-tych dzięki braciom Forman. Ich ojciec, znany reżyser Milos Forman wygrał Oscara za najlepszy scenariusz w 1975 do filmu „Lot nad kukułczym gniazdem”. Jego synowie mieszkający w Czechosłowacji dostali pozwolenie na wylot do USA na galę, a ponieważ skateboarding był już sporym przebojem, ojciec kupił im plastikowe deski. W zasadzie, było jeszcze parę takich historii, a bracia Forman nie byli jedynymi, ale czy ta legenda nie jest piękna? Po więcej informacji zapraszam do kupna książki „Prkýnka na maso jsme si uřízli” autorstwa Martina Overstreet i Michala Nonoru, która została opublikowana w ubiegłym roku i opowiada pełną historię czeskiej deskorolki w epoce zimnego komunizmu.
To wszystko działo się przed punkowym boomem, tak więc pierwsi skaterzy słuchali disco.
Kiedy dotarł do nas punk, oczywiście większość była punkowcami. Deskorolka w tym czasie była niezwykle trudnym sportem. Nie było sklepów z częściami, ludzie byli zmuszeni zaopatrywać się za granicą. Nikt nie zarabiał tyle kasy co na zachodzie, przez co zakup deski był sporym problemem. Ludzie byli podzieleni na tych co mieli deskorolkę i tych, którzy jeździli. Ci, którzy później zaczęli przygodę z tym sportem nigdy tego nie zrozumieją. Dobra deska kosztowała więcej niż miesięczne zarobki obojga rodziców. Mimo tego, deskorolkowa scena w naszej wspólnej stolicy Pradze była dość mocna. Podobnie w paru innych miastach jak Karlowe Wary, Prachatice, Vrbno pod Pradědem, czy Brno – niestety wszystkie z tych miast należą do Republiki Czeskiej. Sytuacja w Pradze nie była taka zła i skaterzy nie byli, aż tak poważnym problemem dla komunistycznych biurokratów jak np. punkowcy. Największym eventem w tym czasie był Euroskate w 1988 – w zasadzie były to pierwsze takie zawody, w których udział brali zawodnicy z obu stron. Opowiada o tym film „This ain’t California”. Komuniści nawet stworzyli swoją własną wersję deskorolki nazywaną Esarol. To samo działo się praktycznie we wszystkich postkomunistycznych krajach – ludzie próbowali naśladować zachodnie trendy, niestety nie mając pojęcia za co się biorą. Te deski były katastrofą, ale bardzo pomogły rozpropagować skateboarding w naszym kraju.
1988 to rok, w którym Mark Gonzales przyjechał na wakacyjny skate obóz w Prachatice i jeździł w Czechosłowacji cały tydzień. Było to dość trudne dla organizatorów, ale jakimś cudem system pozwolił mu zostać. Wyobraźcie go sobie stojącego w przejściu i palącego blanta – ten obraz był niezwykły w naszej komunistycznej ojczyźnie. Ludzie byli oczarowani jego jazdą myśląc, że powodem tego jest jego profesjonalna deska. To on pierwszy pokazał, że nieważne na czym jeździsz, zawsze możesz wymiatać. Najważniejszą osobą w historii, był zdecydowanie Martin Kopecky – człowiek, który stał za całą deskorolkową sceną w tym czasie. Niestety zmarł w 2011, oby jego dusza odnalazła wieczny spokój. Rewolucja była naprawdę blisko.
Zaraz po aksamitnej rewolucji skejci nawiązali kontakty za granicą i zaczęli sprowadzać pierwsze prawdziwe deski. W 1990 powstał pierwszy skateshop w mieście Kosice nazwany Cassovia Rock’n’Roll. W naszej strolicy Bratysławie, najbardziej aktywną osoba na skateboardowej scenie był Peter Vrbicky. Zorganizował największe, jak na tamte czasy zawody, jednak nie wszystko poszło najlepiej. Skaterzy niszczyli wszystko dookoła, przez co organizatorzy musieli zapłacić sporą sumę odszkodowania. Metalowe przeszkody zostały przywiezione dwa tygodnie przed zawodami i zanim te się zaczęły, już zostały zdewastowane.
Po tym wydarzeniu największe zainteresowanie przyciągnęły znów Kosice. Dzięki takim osobom jak Jaro Kudlovsky, czy L’ubo Ember, którzy założyli skateshop Cassovia, udało się zorganizowac zawody Cassovia Sk8 Cup, a nawet powstał skatepark przy domu dziecka w którym obaj prowadzili szkółkę. Ten turniej okazał się najlepszym na całej Słowacji w latach 90-tych, przyciągając corocznie tłumy skaterów, zarówno ze Słowacji, jak i Czech.
W 1999 dokonałem zakupu mojej pierwszej deski i od tego momentu jestem w stanie mówić o historii z własnego punktu widzenia. Proszę nie traktujcie tego jako oficjalnej historii słowackiej deskorolki – to po prostu pierwszy wgląd w ten temat i nadal potrzebuje wypowiedzi paru osób, żeby uznać go oficjalnym. W 1998 odbył się ostatni Cassovia Sk8 Cup, więc bardzo chciałem się na niego udać. W tym czasie jeździłem jeszcze na rolkach i niestety pomyliły nam się daty. Nowa era deskorolki została zapisana głównie w mieście Liptovsky Mikulas przez Pal’o Sasko i Marka Hlinican’a – dwóch właścicieli skateshopu Alliance oraz pierwszej słowackiej marki Spectrum. Zarząd miasta dał im do zagospodarowania sporą betonową powierzchnie, a oni znaleźli pieniądze na budowę paru przeszkód. Tak właśnie powstały najdłużej działające słowackie zawody – Spectrum Skate Cup. Ich skatepark stał się przykładem dla większości parków budowanych na Słowacji, czyli betonowa lub asfaltowa nawierzchnia oraz metalowe, czy drewniane przeszkody. Te zawody był skierowane głównie do Słowaków i Czechów, mimo tego pojawiali się reprezentanci Polski czy Węgier.

Milos Ogurcak2 fot Mat Rendek
Bratysława miała swój dobry skatepark przy jakimś supermarkecie. Niestety nigdy tam nie byłem, ale pamiętam starszych kolegów z mojego miasta wyjeżdżających tam na zawody z największą pieniężną nagrodą na całej Słowacji, a mianowicie 5000€. Podobne rzeczy działy się w Trnavie. Oba skateparki już nie istnieją, a to wszystko działo się przed kryzysem w 2001.
Nie można zapomnieć o Zvolen na Słowacji, mieście z najsilniejszą sceną deskorolkową w latach 90-tych. Peter Kamensky był niezwykle utalentowanym skaterem, który po zakończeniu swojej kariery wziął się za budowę drewnianych przeszkód. Później pałeczka została przekazana pierwszemu „pro” skaterowi jakim był Peter Molec, oraz grupie znajomych, którzy zadbali o lokalną scenę w ich mieście. Dziś znajduje się tam metalowy skatepark, kryta hala z dwoma minirampami oraz mnóstwo skatów jeżdżących po całym mieście.
Najlepsze warunki na Słowacji mają zdecydowanie Kosice. Betonowy skatepark, kryty drewniany bowl, skateplaza i legalny spot o nazwie Kasarne Kulturpark. Nasza stolica – Bratysława nie ma ani jednego dobrego skateparku. Co prawda jest parę słabszych, niektóre tragiczne inne ciut lepsze. Mamy nawet całkiem porządną minirampę, ale w porównaniu do tej w Pradze nie ma się czym chwalic.
Slovak Skateboard Cup odbywał się przez cztery lata. W pierwszym roku został zorganizowany przez naszych czeskich braci oraz Martina Kopecky’ego. Druga edycja okazała się klęską. Następne dwa lata byłem głównym koordynatorem, ale znów nie wypaliło, tym razem z powodu konfliktów osobistych. Każdy z tych ludzi lubi pracować u siebie, myśląc, że jego praca jest najważniejsza. Nikt nie pojmuje faktu, że tylko razem jesteśmy w stanie coś zmienić.
Mamy słowackie stowarzyszenie deskorolki, ale ich działalność skupia się głównie na naszej stolicy, co zamienia stowarzyszenie w nierządową organizację której głównym celem jest budowa porządnego skateparku właśnie w Bratysławie. Nie wspomagają skaterów z całego kraju i nie wykazują żadnej aktywności poza stolicą.
Dzisiejsza sytuacja na Słowacji wygląda następująco: nie ma ani jednego, dobrego skateparku. Betonowe parki posiadają miasta takie jak Spisska Nova Ves, Svidnik, Galanta, Kezmarok, Kosice, Ruzomberok, Nitra czy Hlohovec. Przy niektórych z nich są jeszcze baseny. Mamy paru naprawdę utalentowanych skaterów – czasem pochodzących z miast z deskorolkową tradycją (np. Peter Molec z Zvolen czy Richard Tury z Kosic), czasem z nikąd (Marek Zaprazny, Brano Mrvan). Warunki się zmieniają na coraz lepsze i młoda generacja zaczyna świetnie jeździć. Słowacki skate-biznes nie istnieje, a to dlatego, że żaden z dystrybutorów nie wspiera lokalnej deskorolkowej sceny. Natomiast większość tych, którzy to robią pochodzą z Czech. Istnieje kilka mniejszych słowackich marek, ale prawie wszystkie produkują deski w Hiszpanii. Skaterzy zamawiają części głównie z zagranicy. Największy i najdroższe skateparki na Słowacji budowane są przez firmy które nie mają o tym pojęcia. Mamy ruch DIY, który osobiście reprezentuję. Udało nam się wykonać parę spotów, a nawet skateparki. Według mnie słowacka deskorolka leci w dół i nadal nie uderzyła o dno.
Przyszłość naszej deskorolki jest zależna tylko od nas. Dzisiaj wiele ludzi mieszka poza krajem, a dzięki internetowi skaterzy mają możliwość zobaczenia na własne oczy, że tego co mają teraz nie można nazwać dobrymi warunkami.

Obudź się!

Milos Ogurcak

Dodaj komentarz

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress